Nawet uważni obserwatorzy sejmowej polityki nie potrafią zrozumieć, dlaczego Solidarna Polska ciągle jeszcze znajduje się w szeregach Zjednoczonej prawicy. Zbigniew Ziobro przecież od dawna gra wyłączni na siebie, sabotując prace rządu Mateusza Morawieckiego.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Bliski rozwiązania tej zagadki jest były senator PiS, Jan Maria Jackowski. Wyrzucony zresztą z klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości.
– W PiS-ie dojrzewa, przynajmniej w części aparatu, takie przekonanie, aby wypchnąć jednak Solidarną Polskę, tym bardziej, że Solidarna Polska wbrew oczekiwaniom aparatu zdobyła wiele mandatów w wyborach do Sejmu – mówi Jackowski.
– Z drugiej strony jest świadomość, że bez Solidarnej Polski nie ma większości w Sejmie, po drugie PiS bez mocnego skrzydła eurosceptycznego i bez Solidarnej Polski co najmniej 5-6 punktów proc. straci. To jest pytanie: czy chcemy mieć mały klub i być w opozycji, i podlegać rozliczeniom – dodaje.
A jak przekonuje Jackowski, po utracie władzy przez PiS rozliczenia nie będą w żadnym wypadku fikcją. – Tym razem moim zdaniem będzie wyjątek od reguły, która była do tej pory – przekonuje Jackowski.
Słowem, Ziobro może bruździć ile chce. Jego obecność zapewnia spokój politykom PiS.
Do czasu.