Wolontariusze i więźniowie walczą ze skutkami sierpniowej nawałnicy na Pomorzu, bo prośbę o pomoc odrzuciło wojsko, choć obiecał ją Antoni Macierewicz – informuje Wirtualna Polska.
– Ręce do pracy cały czas są potrzebne – mówią mieszkańcy terenów przez które w wakacje przeszły nawałnice. Tymczasem rzeczniczka MON odpowiada, że armia może pomóc, ale musi przestrzegać procedur.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Arkadiusz Kubczak, sołtys Lotynia dotkniętego w sierpniu przechodzącą przez Pomorze nawałnicą, która powaliła tysiące hektarów lasu swój warsztat lakierniczy jeszcze w sierpniu przerobił na magazyn dla darów, które przychodzą z całej Polski. We wrześniu poprosił o pomoc posła PiS Aleksandra Mrówczyńskiego z uzyskaniu zgody na pomoc żołnierzy Narodowych Sił Rezerwowych.
Polski. Za stodołą stoi kilka uszkodzonych samochodów. Na stole w salonie zalegają stosy papierów. Jeden z nich to pismo z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
“Antoni Macierewicz jest przede mną. Mogę go zapytać” – zaoferował poseł. W rozmowie z WP opowiada: “Przekazałem panu sołtysowi, że ma mailowo wystąpić w tej sprawie tak, jak poprosił minister Macierewicz.”
Kubczakowi, który sam jest żołnierzem ochotniczych Narodowych Sił Rezerwowych, w usuwaniu skutków kataklizmu chciało pomóc 70 kolegów z jednostki. Zgody nie chcieli udzielić ich przełożeni, więc w desperacji spróbował uzyskać zgodę przez szefa MON.
W odpowiedzi na maila, o którym mówił Macierewicz przyszło pismo podpisane przez szefa sztabu płk. Romana Ćwiklińskiego i datowane na 18 września.
Pułkownik w lakonicznych słowach odmawia pomocy. Wyjaśnia, że “żołnierze mogą być kierowani do wsparcia administracji publicznej w sytuacji kryzysowej” zgodnie z procedurami ustawy o zarządzaniu kryzysowym, która wymaga, by wniosek o pomoc składał wojewoda. Wojewoda pomorski Dariusz Drelich nie zgodził się na ogłoszenie stanu klęski żywiołowej po nawałnicach. “Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska” – tłumaczył.
Sołtys zwrócił uwagę, że łatwiej było mu uzyskać pomoc… więźniów. “Przez dwa tygodnie w lesie pracowali więźniowie, którzy dojeżdżali codziennie razem z klawiszami z zakładu karnego w Starogardzie Gdańskim. Wcześniej pomagali nam też więźniowie z Chojnic” – opowiedział dziennikarzom Wirtualnej Polski.
Rzeczniczka MON Anna Pęzioł-Wójtowicz w rozmowie z WP stwierdziła, że nie wyklucza pomocy wojska, jednak zaznacza, że sołtys powinien działać korzystając z pośrednictwa wojewody. “Wojsko jak tylko będzie mogło to pomoże. Nas obowiązują jednak procedury, których złamać nie możemy” –dodała rzeczniczka.
Źródło: Wirtualna Polska