Zakup fregat dla Polski to kosztowna pomyłka. Potrzeba nam broni przeciwlotnicznej i przeciwpancernej!

Po co nam fregaty? Komentarzy są zgodni, że pomysł z zakupem fregat od Australii, który ujawniły media, to koszmarna pomyłka, która spowodowana jest prawdopodobnie potrzebami pijarowymi rządu a nie rzeczywistymi potrzebami obronnymi Polski. Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie po co nam fregaty, trzeba najpierw poznać ich zastosowanie na współczesnym polu walki.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Fregaty to pomysł małych okrętów wojennych wielorakiego zastosowania. Mogą przenosić broń przeciwko okrętom podwodnym, rakiety typu morze-powietrze czy wreszcie być wyposażone w broń zwalczającą zagrożenia terrorystyczne. Problem w tym, że zastosowanie fregat ma sens na dużych otwartych obszarach wodnych, natomiast ich znaczenie na takich morzach jak Bałtyk jest minimalne, z powodu łatwości lokalizacji takich okrętów, ich neutralizacji oraz małej siły bojowej, w porównaniu do możliwości jednostek lądowych. 

Pomysł drogiego zakupu sprzętu pływającego z Australii ma jeszcze jeden minus. Systemy łączności, dowodzenia i systemy rakietowe są dostosowane do tamtejszych warunków, co oznacza najkrócej mówiąc duże koszty implementacji w polskich warunkach bojowych. Zresztą dyskusja na ten temat też przestaje mieć sens, gdy uświadomimy sobie jakie są główne zagrożenia militarne dla Polski.

A te dotyczą przede wszystkim możliwości agresji drogami lądowymi, z wykorzystaniem sprzętu pancernego oraz kwestii dominacji lotniczej. W przypadku konfliktu zbrojnego Polska potrzebuje też sprawnych sił szybkiego reagowania na lądzie oraz doskonałej i niezawodnej sieci łączności. Innymi słowy mówiąc priorytety zakupowe powinny obejmować zakup:

  1. Sprzętu przeciwlotniczego, zarówno krótkiego jak i średniego zasięgu, w tym nowoczesnych i niedrogich systemów ręcznych, 
  2. Sprzętu przeciwpancernego, w tym również tego najlżejszego, dla wojsk piechoty, 
  3. Systemów transportu powietrznego dla sił szybkiego reagowania, czyli osławionych (i nadal nieobecnych w Polsce) śmigłowców,
  4. Systemów łączności niezależnej, szyfrowanej, sieci informatycznych klasy wojskowej. 

To w największym skrócie realne potrzeby polskiego wojska, dużo ważniejsze niż widowiskowe ale mało przydatne fregaty. Dzisiaj liczą się systemy rakietowe, które mogą być mobilnie instalowane na wybrzeżu, można myśleć o systemach laserowych. Zakup drogich fregat ma bardzo małe zastosowanie w polskich warunkach płytkiego i niedużego morza. 

Polskie wojsko wymaga pilnego dozbrojenia i nowoczesnych programów szkoleniowych. Marynarka Wojenna, chociaż ma chwalebną historię i jest niewątpliwie ważnym elementem polskiego systemu obronnego, musi dysponować przemyślanymi systemami uzbrojenia, dostosowanymi do zagrożeń. 

Tymczasem hucpa z fregatami może być kolejnym pijarowym pomysłem PiS, na promowanie Andrzeja Dudy przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, które może on przegrać z kretesem, bo podsumowanie trzech lat kadencji wypada dla niego bardzo niekorzystnie. Czemu jednak mamy my, obywatele, płacić za ten PR ze swojej kieszeni?