Czy Kaczyński w ogóle wie, o czym mówi? Tym razem przeszedł sam siebie

Fot. Internet
Fot. Internet

Podczas dzisiejszego przemówienia przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, Jarosław Kaczyński powiązał odzyskanie niepodległości w roku 1918 z… katastrofą w Smoleńsku niemalże sto lat później. – Mają ze sobą wiele wspólnego – przekonywał szef PiS.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– Do katastrofy smoleńskiej doprowadziła zła wola i nienawiść do tych, którzy chcieli podtrzymywać polską pamięć, bo podtrzymywanie polskiej pamięci było budowaniem polskiej tożsamości i polskiej siły – opowiadał Naczelnik.

– Ale cześć i pamięć należy się wszystkim, którzy tam zginęli, wszystkim, którzy jechali po to, aby uczcić pamięć pomordowanych w Katyniu, by oddać im hołd, by przypomnieć, by doprowadzić do tego, by nie przyszło to, na co liczyli nasi wrogowie, by nie przyszło zapomnienie, zobojętnienie – dodał.

Po czym tradycyjnie niemalże zapewniał, że „doszliśmy do prawdy”, chyba tylko po to, by w kolejnym zdaniu sobie zaprzeczyć. – Znamy tę prawdę, choć jeszcze oczywiście nie całą. Nie wiemy dokładnie, kto. Nie wiemy dokładnie w jakich okolicznościach, ale wiemy, co było przyczyną tej katastrofy – uznał Kaczyński.

Prawdę mówiąc mamy już mętlik w głowie. Bo tłumacząc z pisowskiego na polski, to chyba chodziło Kaczyńskiemu o to, że w zasadzie wiemy już wszystko. Chociaż z drugiej strony nie wiemy nic.