Mocne słowa: PiS napluł wszystkim w twarz

Na łamach „Rzeczpospolitej” Jerzy Surdykowski, publicysta ale niegdyś dyplomata, pokazuje co tak naprawdę oznacza „afera wizowa”. Dlaczego tym razem skandal nie powinien ujść PiS na sucho.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– W Bangkoku, gdzie byłem ambasadorem w latach 1999–2003, problem wiz stał się palący, bo bliskie było wejście Polski do Unii, a więc i strefy Schengen. Nikt jednak nie roił o jakichś „firmach zewnętrznych”, które miałyby wyręczać konsula w sprawach wizowych. Obowiązywała żelazna zasada, że nie wydaje się wizy komukolwiek z krajów infiltrowanych przez terroryzm bez zapytania Warszawy; przecież ani konsul, ani nawet minister nie wiedzą, czy petent nie jest powiązany z Al-Kaidą, mogą to wiedzieć tylko „służby” – pisze Surdykowski.

– Jak to wszystko zrujnowano, pokazuje dzisiejsza afera wizowa. Wpuszczając bliżej nieokreśloną liczbę ludzi bez ich sprawdzenia, napluto w twarz pogranicznikom strzegącym płotu na wschodniej granicy, oszukano wyborców PiS, którzy uwierzyli w hasło Kaczyńskiego o „bezpiecznej Polsce”, wystawiono do wiatru sojuszników z NATO. PiS przekroczył już swą bezczelnością wiele granic, wierzę, że ta będzie ostatnia i decydująca dla wyborcy – dodaje.

Po sondażach widać jednoznacznie, że afera wizowa to „o jedną aferę za daleko”. PiS na jesieni władzę straci, to już jest pewne. Tyle tylko że po tej ekipie będziemy musieli sprzątać latami.