PiS próbuje wykręcić się z afery Szmydta. Głupiej się nie da?

Od poniedziałku politycy PiS zapewniają, że nie mają nic wspólnego z sędzią Tomaszem Szmydtem. Który poprosił o azyl na Białorusi. Tyle tylko że ich tłumaczenia nie mają ładu i składu.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– Trzeba wielokrotnie upaść na głowę lub zwyczajnie kłamać (stawiam na tę drugą opcję), by wiązać Szmydta z obecną władzą dlatego, że w po kilku latach od ujawnienia przez Onet afery hejterskiej zaczął sypać swoich towarzyszy nienawiści z resortu Ziobry. Facet latami robił karierę dzięki łasce PiS, karierę znacznie wykraczającą poza standardowe i zbiorowe nominacje – podsumowała te starania Anna Dryjańska na łamach portalu NaTemat.pl.

– I nie przykryją tego krzyki trolli (mam nadzieję, że przynajmniej opłacanych, a nie aż tak głupich), że Szmydt to człowiek – do wyboru – dziennikarek Marty Gordziewicz lub Justyny Dobrosz-Oracz, bo te, gdy u Ziobry sprawa hejtu się rypła, a on chciał mówić, zadawały mu pytania. Da się głupiej? Poczekajmy, oni dopiero się rozkręcają – dodała dziennikarka.

Faktycznie, ciekawe co jeszcze wymyślą. Byleby tylko zrzucić z siebie odpowiedzialność.