Gliński idzie w zaparte. Opowiada o „szansach” na wojenne reparacje

Słuchając polityków PiS można odnieść wrażenie że dosłownie najedli się szaleju. Jak jeden mąż zapewniają, że możliwe jest uzyskanie reparacji od Niemiec. Zachowują się tak, jakby oczekiwali, że Berlin zapłaci nam gigantyczne pieniądze tylko dlatego, że chce tego grupa kolegów w warszawskiej ulicy Nowogrodzkiej.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– Oczywiście, że są realne szanse. Polska dopiero teraz przedstawiła pełny raport o stratach doznanych w wyniku II wojny światowej – tyle lat po jej zakończeniu, ale przecież trudno było liczyć, że taki raport przygotują np. komuniści – opowiada wicepremier Piotr Gliński. Sprawiając przy okazji wrażenie człowieka przekonanego, że wierzy w to, o czym mówi.

– Dla nas było oczywiste, że to jest jedna z tych niezałatwionych spraw, których podniesienie jest obowiązkiem nas – współczesnych Polaków – wobec ofiar – naszych ojców i dziadów, wobec tych pokoleń, które tak straszliwie ucierpiały bezpośrednio w czasie wojny. To także nasz obowiązek wobec przyszłych pokoleń Polaków, bo dlaczego nadal mamy ponosić konsekwencje tych straszliwych zbrodni i zniszczeń, których wiadomo kto dokonał i kto jest za to odpowiedzialny – dodaje Gliński.

Nie zająknął się jednak na temat, dlaczego PiS wykorzystuje kwestię reparacji w partyjnej propagandzie? To pokazuje, że politycy Zjednoczonej Prawicy nie mają tutaj czystych intencji. I całą sprawę traktują najzwyczajniej w świecie instrumentalnie.