Tak PiS broni agentów bezpieki.

Dlaczego IPN oczyścił męża prezes Trybunału Konstytucyjnego z zarzutu współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa? Onet przeprowadził szczegółową analizę decyzji prokuratora IPN.

Andrzej Przyłębski został oczyszczony z zarzutów, bo Prokurator doszedł do wniosku, że rozmawiając z oficerem bezpieki Andrzej Przyłębski “był stroną postępowania administracyjnego”. “Wersja Przyłębskiego jest taka – własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy, ale współpracy tej nie podjął.”

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Andrzej Przyłębski jest ambasadorem w Niemczech z nadania obecnego rządu, zaś jego żona kieruje Trybunałem Konstytucyjnym. Przyłębski został zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik o pseudonimie “Wolfgang”. On sam zaprzeczał, że donosił bezpiece, więc IPN wszczął śledztwo w tej sprawie. Sprawa lustracyjna Przyłębskiego była wyjątkowym kłopotem dla PiS. Gdyby IPN uznał, że Przyłębski skłamał, a tę wersję potwierdził sąd, wówczas straciłby on stanowisko ambasadora. Ale IPN po przeprowadzeniu dochodzenia Przyłębskiego oczyścił.

Andrzej Przyłębski w pierwszej połowie 1979 r. był studentem I roku filozofii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ppor. Roman Karpiński był funkcjonariuszem SB w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Koninie. Gdy pod koniec maja 1979 r. Przyłębski złożył w komendzie w Koninie wniosek o wydanie paszportu, bo chciał wyjechać na zaproszenie wujka do Wielkiej Brytanii, wówczas z aktami paszportowymi Przyłębskiego zapoznał się ppor. Karpiński. Uznał go za dobrego kandydata na tajnego współpracownika bezpieki i zarejestrował go 31 maja 1979 r. 5 czerwca Karpiński wezwał Przyłębskiego do KW na rozmowę w sprawie paszportu i oświadczył, że “dostrzega przeszkody do wydania paszportu”. Wujek miał bowiem utrzymywać kontakty z wrogą PRL-owi Polonią, kuzyn Przyłębskiego trzy lata wcześniej został nielegalnie za granicą, zaś sam Przyłębski posiadał literaturę wydawaną nielegalnie przez opozycję antykomunistyczną.

Ponieważ Przyłębski nie umieścił informacji o kuzynie we wniosku paszportowym, esbek “wezwał Przyłębskiego do oświadczenia na piśmie” co do relacji z kuzynem oraz informacji dotyczących jego wyjazdu za granicę. “Andrzej Przyłębski złożył odpowiadające żądaniu oświadczenie, które sygnował swoim imieniem i nazwiskiem” – napisano w dokumencie IPN.

Po tej rozmowie Karpiński pouczył Przyłębskiego o obowiązku zachowania ich rozmowy w tajemnicy. Przyłębski zeznał w IPN, że dopiero podczas podpisywania oświadczenia o zachowaniu tajemnicy uświadomił sobie, że ma kontakt z funkcjonariuszem SB. Teraz prokurator IPN stwierdził, że Przyłębski “Mężczyznę, który przyjął go na komendzie, uważał początkowo za urzędnika paszportowego”.

Karpiński miał mu powiedzieć, że szanse na paszport są znikome, ale zaprosił go na ponowne spotkanie cztery dni później. Przyłębski stwierdził w śledztwie, że nakaz milczenia złamał. Ostrzegł studentów, od których dostał nielegalne wydawnictwa. Wsród ostrzeganych był ten, który wcześniej doniósł do SB, że Przyłębski ma bibułę i z miejsca poinformował swoich mocodawców, że Przyłębski złamał nakaz milczenia. Dlatego 4 dni później esbek oświadczył, że wie o nielegalnej literaturze. Zagrozić miał nie tylko odmową wydania paszportu, ale również wyrzuceniem ze studiów. W tej sytuacji Przyłębski przyznał się, że ma biuletyn PPN, a esbek zaproponował mu “wyjście z kłopotliwej sytuacji”, czyli podpisanie zgody na współpracę z SB. “Propozycję powiązał z planowanym wyjazdem za granicę i możliwością dostarczenia interesujących SB informacji”. Tak wynika z ustaleń IPN, o których pisze Onet. Przyłębski “po dłuższym wahaniu” przyjął tę propozycję i napisał zobowiązanie do współpracy. Prokurator IPN zrelacjonował, że “z wyjaśnień A. Przyłębskiego wynika, że zrobił to dla pozoru i nie zamierzał takiej współpracy realizować.”

W lipcu Przyłębski wyjechał do Wielkiej Brytanii. Po powrocie Karpiński dwukrotnie miał się z nim kontaktować, prosząc o rozmowę. Według IPN – bezskutecznie. “Po podpisaniu zobowiązania Andrzej Przyłębski już nigdy nie spotkał się z ppor. Romanem Karpińskim i nie przekazał mu żadnych informacji” – napisano w aktach śledztwa, choć w tej kwestii prokurator oparł się głównie na zeznaniach Przyłębskiego.

Zdaniem IPN Karpiński zbierał potem informacje o Przyłębskim, wykorzystując inne źródła, “co uprawdopodobnia brak bezpośrednich kontaktów z Andrzejem Przyłębskim”. Ostatecznie 17 maja 1980 r. esbek wydał postanowienie o rozwiązaniu współpracy z TW “Wolfgang”.

Prokurator uznał za “przesadzony” zapis esbeka w teczce “Wolfganga”, że od Przyłębskiego uzyskał informację, że “wśród studentów […] krążyły biuletyny Polskiego Porozumienia Niepodległościowego”. I po “wnikliwej analizie” doszedł do wniosku, że to relacja Przyłębskiego, a nie teczka SB zasługuje na wiarę. Wersja Przyłębskiego jest zaś taka, że własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy (“Kierując się patriotycznym obowiązkiem i chcąc przyczynić się w miarę moich możliwości do utrzymania ładu i porządku w PRL i triumfu prawdy, wyrażam zgodę na udzielanie pomocy Służbie Bezpieczeństwa”), ale współpracy nie podjął. “Podany przez niego przebieg zdarzeń jest w zasadniczej części niesprzeczny z treścią materiałów archiwalnych” – uznał prokurator.

Co ciekawe w dokumentach jako podstawę pozyskania Przyłębskiego na TW wpisano “dobrowolność”. Tymczasem prokuratura uznała, że miał być pozyskany “pod naciskiem i groźbą związanymi z posiadaniem literatury drugiego obiegu”.

Z kolei w sprawie okoliczności zakończenia kontaktów esbek zapisał, że przyczyną była “utrata przydatności” Przyłębskiego jako agenta. Tymczasem sam Przyłębski, a za nim prokuratura stwierdzili, że przyczyną była odmowa kontaktów. “Podane przez Romana Karpińskiego przyczyny są kamuflażem, by wyjść z twarzą z sytuacji nietrafionego pozyskania” – napisał w uzasadnieniu prokurator.

Prokurator IPN przesłuchał też dawnych szefów Karpińskiego preferując ocenę Ignacego Uchańskiego, który był kierownikiem sekcji w Wydziale III SB w Koninie i twierdził, że Karpiński był “nierzetelny i niezdyscyplinowany”. Nie dając wiary zeznaniom byłego naczelnika Wydziału III SB w Koninie Szczepana Winka, który potwierdził poprawność dokumentacji i określił Karpińskiego jako “zdolnego i solidnego” funkcjonariusza. Sam Roman Karpiński już nie żyje.

Najbardziej zaskakująca jest konkluzja prokuratora IPN, który uznał, że wszystkie czynności esbeka wobec Przyłębskiego do momentu wystąpienia z propozycją współpracy były po prostu postępowaniem administracyjnym w ramach procedury wydawania paszportu.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że to wtedy dla SB Przyłębski napisał informację na temat kuzyna, który nielegalnie został na Zachodzie. Wedle dokumentów bezpieki była to “charakterystyka”, czyli klasyczny donos dotyczący konkretnej osoby. Przyłębski zaś twierdzi, że “oświadczenie to traktował jako uzupełnienie wniosku paszportowego”. Prokurator stanął po jego stronie – uznał, że “było to pisemne wyjaśnienie strony w postępowaniu administracyjnym złożone na wyraźne żądanie organu”.

IPN wynajął grafologa, który orzekł, że tytuł “Charakterystyka” kuzyna został dopisany przez funkcjonariusza SB.

Na koniec prokurator IPN stwierdził, że “bez żadnej przesady można powiedzieć, że podczas dwóch wizyt na komendzie w dniach 05.06.1979 r. i 09.06.1979 r. funkcjonariusz SB przekazał Andrzejowi Przyłębskiemu więcej informacji, niż Andrzej Przyłębski funkcjonariuszowi”.

Kim jest prokurator IPN, który takie wnioski wyciągnął z analizy teczki Przyłębskiego? To… Piotr Stawowy, który wraz z żoną jest współudziałowcem bliskiej PiS-owi Telewizji Republika.

Źródło: Onet