Polskie nakłady na ochronę zdrowia są najniższe w porównaniu z krajami rozwiniętymi dlatego ponad połowa Polaków leczy się prywatnie.
“Polscy pacjenci w dalszym ciągu muszą dopłacać do leczenia z własnej kieszeni” – poinformował prezes Najwyższej Izby Kontroli, Krzysztof Kwiatkowski dodając, że “dopłacają najwięcej w Europie”.
Nie odnotowano gałęzi medycyny, w której nie byłoby kolejki do świadczeń. A po zbadaniu pracy Narodowego Funduszu Zdrowia w 2016 roku okazało się wydatki Polaków na leczenie są jedne z najwyższych w Europie. W 2016 r. stanowiły 6,4 proc. PKB. Tylko na Łotwie wydaje się na służbę zdrowia mniej noż w Polsce, bo 5,7 proc. PKB.
Na dodatek okazało się, że Narodowy Fundusz Zdrowia w zeszłym roku oszczędzał, zamiast wydawać na leczenie w najważniejszych dziedzinach, takich jak kardiologia czy onkologia. W efekcie siedemset milionów złotych wróciło do budżetu, choć można było je przeznaczyć na leczenie.
Większość Polaków mówi otwarcie o niezadowoleniu z działalności NFZ. Trudno się dziwić, bo czas oczekiwania do lekarza specjalisty średnio wynosi 2,5 miesiąca, a w przypadku niektórych specjalności kolejki są znacznie dłuższe. Najdłużej czeka się na świadczenia z ortopedii i traumatologii narządu ruchu.
Skutki zbyt niskich nakładów na leczenie to nieustanie wydłużające się kolejki w szpitalach do ortopedów, neurochirurgów, endokrynologów i kardiologów. Do tego dochodzi dłuższy czas oczekiwania na usunięcie zaćmy, wszczepienie protez oraz na rezonans magnetyczny i tomografię komputerową.
Nic nie prognozuje dobrych zmian. W komunikacie Narodowego Funduszu Zdrowia czytamy, że Ministerstwo Zdrowia nie podjęło żadnych decyzji strategicznych, nie wprowadzono także usprawnień w funkcjonowaniu systemów informatycznych NFZ, ani nie zaproponowano nowych rozwiązań informatycznych, ułatwiających pacjentom korzystanie ze świadczeń zdrowotnych.
Źródło: Rynek Inwestycji