Dramatyczny list przedsiębiorcy do Morawieckiego: jestem przerażony, nie mogę spać po nocach

Rzeczpospolita ujawniła treść dramatycznego listu polskiego przedsiębiorcy, skierowanego do premiera Morawieckiego. Chodzi o pomysł PiS, związany z tak zwanym testem przedsiębiorcy i efektami jego wprowadzenia. Okazuje się, że takie rozwiązanie może doprowadzić do upadku i bankructwa rodziny oraz zniszczyć przyszłość dzieci:

“Jestem jednym z pierwszych do odstrzału i jestem po prostu tak przerażony, że nie mogę spać po nocach. Już publiczna egzekucja byłaby lepsza niż coś takiego.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Z grubsza oszacowałem, jak to mogłoby wyglądać w moim przypadku:

1. Natychmiast tracę możliwość zarabiania i tzw. płynność finansową. Banki wymawiają mi kredyty i moja rodzina traci mieszkanie na kredyt, mimo że spłaciliśmy już prawie połowę. Raty są na tyle duże, że żona sama ich nie udźwignie. Dostawca telefonii mobilnej wymawia mi umowę i nie będę mógł nawet zrobić przelewu w banku online, bo nie dostanę hasła SMS-em. To jest taka śmierć cywilizacyjna.
Przy okazji będę musiał wykazać się końskim zdrowiem, bo stracę wszelkie prawa do ubezpieczenia w ZUS.
2. Urząd skarbowy każe mi zapłacić podatek według skali, zaczynając od stycznia 2014 r. Wychodzi mi, że 12–13 tys. zł rocznie bez odsetek, czyli ok. 72–78 tys. zł za wszystkie lata.
3. Ten sam urząd zażąda od moich kontrahentów zwrotu odliczonego przez te lata VAT i PIT z unieważnionych faktur wystawionych przeze mnie. To coś ponad 160 tys. zł plus odsetki.
Duże kłopoty mają dodatkowo także kontrahenci.
4. Teraz sprawa idzie do ZUS, który zażąda zapłacenia składek w pełnym wymiarze plus odsetki za te wszystkie lata. Ode mnie i od kontrahenta. Z grubsza wychodzi coś ponad 100 tys. zł. Bez odsetek.
Mam 53 lata. Szansa na znalezienie jakiejś pracy, która pozwoliłaby mi spłacić coś takiego, jest zerowa. Cała moja rodzina ląduje na bruku, a ja zostaję z długiem, który przejdzie na moje dzieci w spadku. To ja już wolę publiczne wieszanie na latarni. Nie wiem, co z tym zrobić. Nie ma jak się bronić.
Nie robię nic nielegalnego: jestem specjalistą w swojej profesji, mam umowę outsourcingową z firmą, której świadczę usługi serwisowe. Z jedną od wielu lat, bo działamy w niszy rynkowej, gdzie po prostu innych już nie ma.

Na dodatek pochłania mi to tak dużo czasu, że nie mam jak zająć się jeszcze czymś innym czy choćby świadczyć drobne usługi dla osób prywatnych.
Jedno wiem na pewno: ta czy inna władza będzie musiała sięgnąć po coś takiego, bo z takimi ustawowymi wydatkami budżetowymi każdy wpływ podatkowy to za mało.
„Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy” – pisał Alexis de Tocqueville.
Jedyne, na co można by jeszcze mieć nadzieję, to jakiś okres przejściowy i może abolicja.
Choć marnie to widzę, obserwując praktyki kolejnych ekip i swoistą kreatywność urzędniczą zupełnie niezależną od jakichkolwiek rządów.
Z poważaniem polski przedsiębiorca.”

źródło: Rzeczspopolita