Inflacja oficjalnie w listopadzie wynosiła 7,7 proc. Ekonomiści przekonują zaś że na początku 2022 r. z łatwością przebije niewyobrażalny próg 10 proc. Dla zwykłego Polaka oznacza to po prostu, że spadek wartości złotówki statystycznie „zabiera” nam jedną pensję w roku. Przez miesiąc więc pracujemy za darmo.
Szef Narodowego Banku Polskiego, prof. Adam Glapiński usiłuje jednak dalej bagatelizować konsekwencje inflacji.
– Przez większą część 2021 r. dane dotyczące inflacji bazowej w Polsce dawały niejasne sygnały, które nie pozwalały jednoznacznie stwierdzić, że presja cenowa się nasila – twierdzi dziś Glapiński, odpowiedzialny przecież za zapobieganie inflacji.
– Dopiero dane z przełomu września i października bieżącego roku przyniosły bardziej konkretne sygnały zwiększonej presji cenowej – stwierdził szef NBP w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym”.
Jednym słowem, instytucje odpowiedzialne za zwalczanie inflacji w Polsce dostrzegły ją dopiero, jak rozgoryczenie Polaków związane ze spadkiem wartości złotówki zaczęło zagrażać władzy PiS. Czego jednak innego od Narodowego Banku Polskiego kontrolowanego przez Prawo i Sprawiedliwość?