Jak przewidziałem kryzys, czyli dlaczego rządy PiS skończą się katastrofą gospodarczą

Kronika zapowiedzianego kryzysu. 

Politycy PiS lubią zwalać winę na wysoką inflację na koronawirusa i światowy kryzys. To ściema. Jeszcze przed koronawirusem w październiku 2019 r. pisałem wprost, że druga kadencja PiS poprowadzi nas w stronę Wenezueli – pisze Jan Piński, redaktor naczelny Wiesci24.pl.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Nie jestem żadnym prorokiem i nie mam daru przewidywania przyszłości. Po prostu polityka drukowania pustych pieniędzy i podnoszenia podatków tak musi się skończyć.

Poniżej tekst oddany do druku 11 października 2019 r. przed wyborami parlamentarnymi. Zobaczcie Państwo na ile okazał się prawdziwy.

Szef PiS Jarosław Kaczyński powtarza politykę gospodarczą jednego z dyktatorów PRL-u, która skutkowała dekadą kryzysu gospodarczego w latach 80.

 Być jak Edward Gierek

Jan Piński

„Jesteśmy zdecydowanie zwolennikami solidarności społecznej. Nie żadnego socjalizmu, bo dzisiaj nawet byłem wzywany, żeby się że tak powiem wyspowiadać z tego, że jestem socjalistą. Otóż nie jestem socjalistą, jestem zwolennikiem solidarności społecznej” – przekonywał na początku października szef PiS Jarosław Kaczyński. Zaprzeczenia Kaczyńskiego na niewiele się zdają. PiS dziś prowadzi socjalistyczną politykę gospodarczą i centrową politykę w kwestiach obyczajowych. Niby odwołuje się do wartości chrześcijańskich i społecznej nauki Kościoła Katolickiego, ale mając większość w Sejmie i swojego prezydenta, zablokował wszelkie próby wprowadzenia ochrony życia dzieci od poczęcia. Obłuda i zakłamanie są częścią systemu PiS. Tak jak Kaczyński zapiera się bycia socjalistą, bo wie, że jego elektoratowi, to słowo się źle kojarzy, tak nie ma nic przeciwko atakowaniu przedsiębiorców. Ci ostatni bowiem zrecenzowali rządy PiS w sposób, który Kaczyńskiego doprowadził do wściekłości. Zwyczajnie ograniczyli inwestycje w gospodarkę. Dziś Kaczyński miota się grożąc przedsiębiorcom i domagając się, aby inwestowali swoje pieniądze. Nie rozumie prostej prawdy. Za brak inwestycji ich w gospodarkę odpowiedzialne są rządy PiS, które są tak chwiejne i nieodpowiedzialne, że przedsiębiorcy boją się inwestować. Kaczyński próbuje stworzyć wrażenie, że brak owych inwestycji, to złośliwość przedsiębiorców, którzy nie lubią rządów PiS. Nie rozumie, że to po prostu o ocena ryzyka. Nikt nie zrezygnowałby by z pieniędzy, których zarobienie uważałby za realne.

 

Niszczenie przedsiębiorców

Truizmem jest pisanie i powtarzanie socjalistom z PiS, że bogactwo nie bierze się z rozdawania pieniędzy, ale z pracy. PiS doszedł do władzy pod hasłem obniżenia podatków (podniesienia jednej z najniższych w Europie kwot wolnych od podatku), a zamiast tego wprowadził ponad 30 nowych podatków i parapodatków. Po czterech latach rządów PiS w rankingu OECD (najbardziej rozwiniętych państw świata) pod względem przyjazności systemu podatkowego dla przedsiębiorców spadliśmy na przedostatnie miejsce. Gorzej niż w Polsce jest tylko we Francji. OECD bierze w zestawieniu pod uwagę kilkadziesiąt zmiennych. Poczynając od wysokości stawek podatkowych ich struktury, a także poziom skomplikowania. Krótko mówiąc, rządy PiS oznaczają pogorszenie klimatu do zarabiania pieniędzy w Polsce. To w połączeniu z kompletnym brakiem stabilności w polityce gospodarczej i przewidywalności rządu PiS, sprawia, że przedsiębiorcy boją się inwestować.

Jarosław Kaczyński nie widzi związku z tą sprawą takich swoich decyzji jak ogłoszenie na początku września podniesienia płacy minimalnej w ciągu czterech lat o 80 proc. Płaca minimalna, to nic innego jak podatek nakładany na pracę najgorzej wykwalifikowanych pracowników. Prowadzi on, co oczywiste, do likwidacji części biznesów opartych o proste prace. A w konsekwencji do wzrostu bezrobocia wśród ludzi, którzy są najgorzej wykształceni i mają najniższe kwalifikacje.

Kaczyński nie rozumie, że ogłaszając swoją decyzję, nagle w toku kampanii wyborczej, zachwiał, po raz kolejny zaufaniem przedsiębiorców do rządu PiS. Tego typu decyzje ogłoszone niczym królik wyciągnięty z kapelusza, pokazują, że szef PiS, ma gdzieś przedsiębiorców. Nie rozumie ich, ale chce ich kosztem budować swoje poparcie.

Publicysta Tomasz Wróblewski zwrócił uwagę, że decyzja PiS o podniesieniu płacy minimalnej ma na celu, przede wszystkim łatać dziurę w budżecie spowodowaną rozdawaniem pieniędzy podatników. Z każdych 100 złotych podwyżki do budżetu trafi bowiem 43 zł. A wyższa płaca minimalna, to także podniesienie obowiązkowej składki na ZUS każdemu przedsiębiorcy. Za rządów PiS wzrosła ona o blisko połowę – 500 zł miesięcznie.

Gospodarka, jak domek z kart

„Gierkizm” Kaczyńskiego przejawia się w ciągłym zadłużaniu państwa i „papierowym” wzroście PKB opartym o wzrost konsumpcji. Z tego jednak nie wynikają żadne przesłanki do stabilnego wzrostu gospodarczego. Doskonałym porównaniem jest tutaj przypomnienie do czego doprowadziła taka polityka w Wenezueli. Przez pierwszą dekadę rządów Hugo Chaveza (prezydentem był od 1999 r. do śmierci w 2013 r.) wskaźniki pokazywane przez rząd były imponujące. Wzrost PKB wahał się od 5 do 18 proc. PKB. Wszystko jednak praktycznie pożerała szalejąc inflacja. Mimo to, że przez większość część swoich rządów Chavez cieszył autentycznym ogromnym poparciem społecznym. W przeciwieństwie do Kaczyńskiego oficjalnie jednak uważał się za socjalistę.

Jego rządy doprowadził Wenezuelę na skraj takiej nędzy, że w tym kiedyś jednym z najbogatszych krajów Ameryki Południowej zaczął się realny problem głodu.

Dziś mówienie o tym, że rządy PiS to prosta ścieżka do powtórzenia kryzysu w Wenezueli traktowane jest jako przesadna propaganda.

Tymczasem na konwencji w Rzeszowie na początku października Kaczyński otwarcie atakował przedsiębiorców za to, że nie inwestują swoich pieniędzy w gospodarkę. Swój pomysł podniesienia płacy minimalnej przedstawiał jako sposób na wymuszenie innowacyjności. Krótko mówiąc, Kaczyński powiedział przedsiębiorcom, że doprowadzi do tego iż będą musieli wymyślić coś, aby ich biznes działał, albo zamknąć działalność. Przy tej okazji przypomniano jego szczerą wypowiedź z 2017 r. „Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że istnieje państwo, że istnieją inni, to wszystko trzeba brać pod uwagę. Jeśli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się do niej po prostu nie nadaje.” (…) jeżeli ktoś we współczesnej Europie, współczesnej Polsce nie jest w stanie działać efektywnie, jeżeli te ograniczenia nie będą odrzucone, po prostu powinien zająć się czymś innym – tłumaczył Kaczyński.

Ta arogancka wypowiedź, w ustach człowieka, który całe życie spędził na garnuszku podatnika jest zwiastunem wielkich kłopotów, w wypadku dalszych, samodzielnych rządów PiS.

Kompleks Gierka

Gdy w 1994 r. Teresa Torańska w filmie publicystycznym „My, oni ja” zapytała Jarosława Kaczyńskiego o ambicje polityczne, ten wypalił: „Ja bym chciał być emerytowanym zbawcą narodu. (…) Ja najbardziej chciałbym być szefem, silnej, bardzo wpływowej, współtworzącej albo tworzącej rząd partii”. Emerytowany zbawca narodu, to słowa, które doskonale pasują do Edwarda Gierka. Przypomnijmy, dekada jego rządów 1970-80 została zapamięta jako czas peerelowskiej „prosperity”. Po siermiężnych latach rządów Władysława Gomułki Polska stała się socjalistycznym krajem z ludzką twarzą. Do Polski zaczęły trafiać zagraniczne produkty, Polacy coraz częściej dostawali też paszporty aby wyjechać do krajów zachodnich. Mało kto jednak rozumiał, że ów cud gospodarczy Gierka i jego ekipy był na kredyt. Gdyby na początku lat 70. zrobić wolne wybory, to Gierek bez trudu by w nich zwyciężył. Chociaż druga połowa dekady lat 70. była już pod znakiem nadchodzącego kryzysu gospodarczego, to gdy w końcu Gierek upadł, to w pamięci potomnych zapisał się jako cudotwórca. Ten sentyment do Gierka został w Polakach nawet w czasach gospodarki rynkowej. Dla większości Polaków Gierek, to był ludzki Pan, który dał ludziom pożyć. Nikt nie łapie zawiłości tego, że kredyty gierkowskie były później ogromną kulą u nogi odradzającej się gospodarki III RP.

Jeżeli dziś Jarosław Kaczyński i PiS stracą władze po wyborach (co nie jest bardzo prawdopodobne), to 4 lata ich rządów obrosną legendą jako najlepszy czas dla Polski. Wszystkie kłopoty, które ściągnął na Polskę PiS swoimi rządami zostaną przerzucone na ich przeciwników. Dlatego dziś niektórzy nawet spekulują, że opozycja nie chce przejąć władzy, bo chce, aby Kaczyński swoją socjalistyczną rewolucję doprowadził do końca. Jakby nie patrzeć na samym końcu tego eksperymentu, będą kłopoty dla nas wszystkich. Wystarczy bowiem, że wzrost gospodarczy z obecnych 4,5 proc. zmieniwszy się do 1 proc. PKB i rządowi zabraknie k. 60 mld zł. Ciąć wydatków raczej nie będzie, ale rzuci się znowu na przedsiębiorców. Tych PiS bowiem traktuje nie jak owce, które się strzyże, ale jak świnie, które prowadzi się do rzeźni. Problem w tym, że do PiS nie doszło jeszcze, że zabija egzemplarze reprodukcyjne i stado zaraz zniknie…

Tekst opublikowany w “Najwyższym Czasie!”.