Szef Solidarnej Polski to jeden z najbardziej niefortunnych ministrów rządu Morawieckiego. Jego próby „reformowania” wymiaru sprawiedliwości skończyły się wielkim konfliktem z Unią Europejską. Zjednoczona Prawica nie ma zaś szans wyjść z niego zwycięsko.
– Po czterech latach czekania przez Ministerstwo Sprawiedliwości na zielone światło, jeśli chodzi o sądy powszechne, decyzja została podjęta. Projekty są w trakcie konsultacji rządowych i jeśli wejdą w życie skończą z chaosem wywołanym przez polityków poprzebieranych w togi i będą służyły wszystkim Polakom – przekonuje Ziobro na łamach niezmiennie życzliwej „Gazety Polskiej”.
– Uproszczą i usprawnią sądownictwo, uczynią je przyjaznym i przejrzystym, przybliżą obywatelom. Reforma zakłada odbiurokratyzowanie sądów – ponad dwa tysiące sędziów funkcyjnych ma trafić zza biurek do orzekania w pełnym zakresie – fantazjuje minister sprawiedliwości.
Po czym zwyczajowo Ziobro zaatakował sędziów, opowiadając o „nadzwyczajnej kaście”, która „anarchizuje wymiar sprawiedliwości”. Słowem w ministerstwie kierowanym przez szefa Solidarnej Polski nic się nie zmieniło.