Krach gospodarczy rządów PiS. To kolejny krach budowy socjalizmu

Jarosław Kaczyński traci władzę nie z powodu działań opozycji, ale niewydolności socjalizmu, który wprowadzał.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Adolfa Hitlera pokonał w 1941 r. pod Moskwą nie sowieckie wojska, ale siły natury, czyli marszałek Mróz. Jarosława Kaczyńskiego i jego marzenie o zbudowaniu w Polsce socjalistycznego raju przegrało w starciu z marszałkiem Inflacją.

Kaczyński i politycy PiS będą zwalać winę na klęskę swoich rządów na kryzys ogólnoświatowy związany z koronawirusem. Ale to nieprawda. Ów kryzys tylko przyśpieszył to co było nieuniknione: socjalizm po prostu nie działa.

To jak impreza, na której fajnie się je i pije, dopóki kelner nie przyniesienie rachunku. Już nieoficjalnie wiadomo, że od 1 stycznia nastąpi skokowa podwyżka cen prądu o 20 proc., a gazu o 40 proc. Kolejne podwyżki mają nastąpić po trzech miesiącach.

Biorąc pod uwagę, że oficjalna inflacja dla konsumentów podawana przez Główny Urząd Statystyczny miała w listopadzie 7,8 proc., to jest niemal prawie pewne, że do marca 2022 r. będzie ona już dwucyfrowa.

Ekonomia cudów PiS zaczyna się sypać. Próbą spinania budżetu państwa jest skok na pieniądze przedsiębiorców, tych, którym wciąż się chce. PiS planuje skokowo podnieść im podatki od 1 stycznia w ramach tzw. Polskiego Ładu (zwanego też Polskim Wałem lub Ruskim Ładem).

Jest małoprawdopodobne, aby owa podwyżka podatków załatała budżet państwa. Przedsiębiorcy, albo uciekną z kasą, albo – co widać po zapowiedziach na internetowych profilach – albo ograniczą aktywność zawodową. Tak czy siak budżet nie zarobi dodatkowych pieniędzy. Prędzej je straci, bo przedsiębiorcy uciekną z biznesem za granicę lub do szarej strefy.

Wielka tajemnica inflacji

Psucie pieniądza, czyli właśnie inflacja jest tak stara jak władza, która decydowała o emisji pieniądza. W czasach, gdy posługiwano się pieniędzmi opartymi o metale szlachetne było to znacznie trudniejsze niż obecnie, gdy jest pieniądz „papierowy” lub co bardziej odpowiada prawdziwe, w postaci cyfrowych zapisów w komputerach.

W czasach gdy pieniądzem był kruszec, monety określonej wartości obkrajano czyniąc je lżejsze, albo przetapiano zastępując srebro jakimś tanim zamiennikiem. Wśród polskich władców zasłynął z tej metody Kazimierz III (1310-1370) zwany później Wielkim. On musiał wprowadzić karę śmierci za odmowę przyjmowania emitowanej przez siebie waluty, tak zaniżano jej wartość.

To samo robił rząd Jarosława Kaczyńskiego (z szyldem z Mateusza Morawieckiego na czele). Obrońcy tej władzy krzyczą, że wszędzie na świecie jest wysoka inflacja. Tak, to prawda, ale w Polsce należy do najwyższych. W sąsiednich Niemczech jest dramat, bo minimalnie przekroczyła ona 5 proc. Oczywiście powód wszędzie jest ten sam. Kryzys związany z koronawirusem dał władzom pretekst do okradania obywateli przy pomocy inflacji. Aby sobie uświadomić z czym mamy do czynienia przyjrzyjmy się liczbom. Średnia krajowa pensja „na rękę” to ok. 4300 złotych. Zarabia ją relatywnie niewielu. Średnią bowiem zawyżają znacznie ci, którzy zarabiają więcej. Dla takich osób, które zarabiają dokładnie tyle – podatek inflacyjny nałożony przez PiS wynosi już 4024 zł! Praktycznie rząd PiS okradł ich z miesiąca pracy! Muszą teraz przez cały miesiąc tyrać za darmo. Inflacja jest najbardziej podłym podatkiem. Bo na początku pierwszą reakcją jego ofiar jest radość z powodu większej liczby pieniędzy w portfelu. Dopiero gdy okazuje się, że za owe pieniądze można kupić relatywnie mało, to następuje refleksja, że coś jest nie tak. Wśród Polaków dopiero zaczyna ona następować. Tak więc ostatnie sondaże pokazujące iż poparcie dla PiS sięga 26 proc. to dopiero początek „zjazdu”. Po drogich świętach nastąpią i noworocznych podwyżkach nastąpią kolejne spadki poparcia.

Władza PiS zachowuje się trochę jak alkoholik, któremu zaczyna brakować pieniędzy. Najpierw zaczyna okradać z pieniędzy innych domowników (przedsiębiorcy), a gdy to nie wystarczy, to zacznie wyprzedawać drogie rzeczy z domu.

Zaklinanie rzeczywistości

Od początku rządów Kaczyńskiego pisałem czym się skończy polityka PiS. Wśród zwolenników socjalizmu z opozycji, np. na łamach „Gazety Wyborczej” dało się wyczuć nutę zazdrości co do polityki ekonomicznej PiS.

Że jest fajna, ale źli ludzie ją wprowadzają. Obecne kłopoty gospodarcze, to żaden kryzys – parafrazując Stefana Kisielewskiego, jednego z najwybitniejszych polskich felietonistów XX wieku, to po prostu skutek polityki PiS. Szef Narodowego Banku Polskiego prof. Adam Glapiński, gdy przed koronawirusem uspokajał, że Polsce nie grozi wysoka inflacja, to zwyczajnie zaklinał rzeczywistość.

Prawa ekonomii są niezmienne. Jeżeli władza (trudno dziś mówić o niepalnym NBP w Polsce) „drukuje” (emituje) więcej pieniędzy niż to wynika z wzrostu PKB, to zwyczajnie działa tutaj prawo popytu i podaży.

Ceny muszą rosnąć. Dlatego dziś wiem, że na 8 proc. inflacji się niestety nie skończy, bo rząd PiS ogłosił „tarczę inflacyjną”. Brzmi to niestety jak dowcip brytyjskich komików ze słynnego cyrku Monthy Pythona, otóż władza PiS będzie chronić obywateli przed inflacją rozdając im dodrukowaną kasę, którą tą inflację spowodowała.

Politykę inflacyjną można porównać do palenia papierosów. Przez długi czas nie jest problemem. Nikotyna fajnie pobudza mózg. Ale jak pojawiają się kłopoty z oddychaniem lub rak, to problemy zaczynają się szybko nawarstwiać.

Tak właśnie jest z obecną sytuacją gospodarczą w Polsce. Podnoszenie co miesiąc stóp procentowych już oznacza, że część zadłużonych Polaków będzie płacić miesięczne raty kredytów hipotecznych wyższe nawet o 400 złotych. Jak do tego dochodzą wyższe koszty utrzymania z powodu inflacji i podwyżki cen energii, to jesteśmy na progu kolejnego etapu kryzysu. Ostrzegałem o nim trzy lata temu. Docelowo socjalistyczna polityka PiS musi się skończyć stagflacją. Oznacza to wysoką inflację i spadający PKB.

Tutaj już nie ma bezbolesnych recept. Władza musi drastycznie obciąć wydatki i obniżyć podatki. Władza PiS nie jest do tego zdolna.

Niestety nie jest zdolna do tego opozycja. W głowach strategów Jarosława Kaczyńskiego kiełkuje myśl o wcześniejszych wyborach i sprezentowaniu tego „płonącego burdelu”, o którego sfilmowaniu marzył genialny reżyser Alfred Hitchcock – opozycji.

W takiej sytuacji Kaczyński mający kontrolę na patchworkową koalicją opozycji, bo Andrzej Duda wciąż będzie prezydentem, będzie mógł głosić iż pieniądze były, ale niestety dorwała się do władzy opozycja i wszystko zepsuła.

To co jednak spędza mu sen z powiek, to możliwość uruchomiania dla nowej władzy funduszy z Unii Europejskiej, które pozwoliły by socjalistycznej gospodarce Polski trochę pożyć. Dlatego Kaczyński boi się scenariusza kontrolowanego oddania władzy opozycji.

Generalnie w PiS nikt nie ma już pomysłu jak wyjść z tego kryzysu „suchą nogą”. Są pewne idee, aby odwlekać katastrofę doraźnymi imprezami medialnymi jak eskalacją wojny z imigrantami na granicy białoruskiej. Kiedy Niemcy zlikwidowały ów teatrzyk dogadując się nad głową Kaczyńskiego z białoruskim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką, to zdenerwowanie obozu władzy było widoczne gołym okiem.

Także obecna „tarcza inflacyjna” jest tak naprawdę „tarczą proinflacyjną”. Dalsze zwiększanie deficytu budżetowego państwa przyniesie w perspektywie kilku miesięcy kolejne wzrosty cen. Aby wówczas zdusić inflację będzie trzeba kolejnych podwyżek cen pieniądza (czyli stóp procentowych), a to oznacza wyhamowanie gospodarki i kryzys. Wspominaną przeze mnie na tych łamach stagflację.

Czyli kryzys, pierwszy prawdziwy od trzech dekad mamy już nieunikniony. Za niego, podobnie jak za najdroższe w historii Polski nadchodzące święta odpowiada osobiście Jarosław Kaczyński i jego rząd. Czy jest w tym coś optymistycznego?

Tak. Ludzie zaczynają się zachowywać racjonalnie, gdy wyczerpią wszelkie inne możliwości. Może więc czas kryzysu po rządach PiS, będzie czasem gdy Polacy wreszcie, naprawdę, przegnają socjalizm?

Jan Piński

Autor jest redaktorem naczelnym Wieści24.pl