Krystyna Pawłowicz, kontrowersyjna posłanka PiS, zapowiedziała dzisiaj, że jej partia zabierze się za media. Przyczyną irytacji posłanki jest gigantyczna przegrana w wyborach samorządowych. Wielu członków PiS winą za fatalny rezultat obarcza Mateusza Morawieckiego oraz ujawnienie przez jeden z portali internetowych taśm. Słychać na nich jak premier mówi o tym, że ludzie są głupi, bo wierzą w reklamy, cieszy się z wypadku Roberta Kubicy, bo nie będzie musiał mu dać pieniędzy czy też opowiada o tym, że ludzie powinni pracować za miskę ryżu, bo wtedy rośnie gospodarka.
A teraz jednak CZAS NA MEDIA !
Moim zd. OPCJA ZERO na rynku RTV !
Odbudowa przez WYGASZENiE WSZYSTKICH wydanych KONCESJI rtv i budowa rynku na zasadach UE,takich,jak obowiązują np w Niemczech
Repolonizacja i ucywilizowanie !
Dość zewn partii TVN czy onet !— Krystyna Pawłowicz (@KrystPawlowicz) October 22, 2018
Chociaż sama posłanka Pawłowicz jest postacią kontrowersyjną i mało kto ją traktuje poważnie, to samo pojawienie się tematu nacjonalizacji mediów w przestrzeni publicznej oznacza, że w PiS sprawa traktowana jest całkiem serio. Pomimo, że strategia medialna, polegająca na atakowaniu opozycji przez TVPiS czy wpolityce.pl kompletnie się nie sprawdziła, pełna kontrola rynku medialnego, czyli coś w rodzaju cenzury, znanej z czasów komuny, marzy się każdemu dyktatorowi. Dzisiaj media są niezależne i niepokorne wobec władzy. To zresztą sól każdej demokracji. Zmiana ich w posłuszne narzędzia byłaby idealnym instrumentem polityki totalitarnego państwa.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
PiS próbował już działać wobec mediów komercyjnych, stosując różne metody. Głośnym echem odbiła się akcja neutralizowania przekazu Polsatu czy pieniądze, przekazywane pieniędzy na reklamy do mediów do tej pory znane z niechęci do władzy. Dziennikarze muszą jednak zrozumieć, że zamach na wolność słowa oznacza – w długiej perspektywie – ich zawodowy i moralny koniec. Gdzieś w pogoni za pieniędzmi jest granica, której przekraczać nie wolno.
Dzisiaj każda Polka i każdy Polak, któremu na sercu leży dobro ojczyzny, powinien głośno i wyraźnie powiedzieć nie próbom nacjonalizacji mediów. W rzeczywistości oznacza to powrót cenzury i modelu z lat komuny a przy ulicy Mysiej znowu powstanie urząd cenzora, nie tylko mediów ale i twórców. Próby takiej cenzury już widzieliśmy, jak choćby w postaci zakazu wyświetlania filmu Kler w niektórych miastach.